Co z naszymi emeryturami?
Poniedziałek, 1 lipca 2013 (02:00)
Po ogłoszeniu przez rząd raportu z przeglądu systemu emerytalnego warto sobie zadać to pytanie. Wygląda bowiem na to, że nie czeka nas nic dobrego w tej materii.
Rząd w swojej analizie systemu emerytalnego i jego zmian nie wskazuje, jak spadająca liczba pracujących (efekt karygodnych zaniedbań w polityce prorodzinnej skutkujących jedną z najniższych dzietności na świecie i skali emigracji po przystąpieniu Polski do innych krajów Unii Europejskiej po 2004 r.) pozwoli na sfinansowanie z ich składek świadczeń spodziewanej rosnącej liczby emerytów.
A taka jest natura systemu ZUS, czyli repartycyjnego. Bieżące świadczenia finansowane są z bieżących składek. Jego przeciwieństwem jest tzw. system kapitałowy. W nim składki są inwestowane i przeznaczone na sfinansowanie przyszłych świadczeń.
Tak działają w Polsce otwarte fundusze emerytalne, czyli OFE. Obawiam się jednak, że w razie realizacji propozycji zawartych w raporcie z przeglądu systemu emerytalnego trzeba będzie używać czasu przeszłego w opisach dotyczących OFE.
Co bowiem wynika z raportu? Po pierwsze – zwyciężył pomysł, by emerytury dożywotnie wypłacał ZUS, a nie prywatne zakłady ubezpieczeń na życie. A ZUS zajmuje się finansowaniem bieżących wypłat z bieżących wpływów. Wyda więc środki przekazane przez OFE na bieżące emerytury, zakładając, że przyszłe świadczenia sfinansuje z przyszłych wpływów – choć te przecież będą spadać, bo pracujących będzie z roku na rok mniej.
W takiej sytuacji OFE staną się jednak zbędnym kwiatkiem do kożucha – skoro i tak oszczędzane za ich pośrednictwem środki trafią do repartycyjnego worka, zamiast służyć finansowaniu świadczeń kapitałowych w przyszłości. A to oznacza, że prędzej czy później zasadne okaże się pytanie, to w takiej sytuacji po co w ogóle te OFE?
Wariant „węgierski”
Nawet, jeżeli to pytanie na razie nie padnie, to i tak los OFE zostanie przesądzony w razie realizacji którejś z wariantowych propozycji rządu, zmierzających do „dobrowolności” przynależności do OFE.
Jest to zresztą postulat od jakiegoś czasu zgłaszany przez główną partię opozycyjną. Rząd rozumie „dobrowolność” nawet bardziej radykalnie – jako „wolność” wyboru ZUS lub „heroizm” pozostania w OFE.
W efekcie pomysły zawarte w raporcie to próba zastosowania w Warszawie „wariantu węgierskiego”, który doprowadził w Budapeszcie do tego, że prawie wszyscy członkowie tamtejszego odpowiednika polskich OFE „dobrowolnie” zdecydowali o przejściu do tamtejszego odpowiednika ZUS.
W Polsce w razie realizacji pomysłów zawartych w raporcie będzie podobnie. OFE nie zostaną formalnie zlikwidowane, będą mogły dalej istnieć, ale stracą większość członków i aktywów.
Cel ten zostanie osiągnięty przez następujące działania proponowane przez rząd – przekazywanie do ZUS środków członków OFE w ciągu 10 lat poprzedzających osiągnięcie przez nich wieku emerytalnego, zakaz inwestowania OFE w obligacje Skarbu Państwa i ograniczenie poziomu składki przekazywanej do OFE tylko do tej jej części, która pierwotnie mogła być inwestowana w akcje, zniesienie minimalnej wymaganej stopy zwrotu i „dobrowolność” ze wskazaniem na ZUS (pozostanie w OFE tylko ten, kto świadomie złoży w krótkim terminie deklarację o pozostaniu w OFE).
Profil ryzyka
W takiej sytuacji trudno będzie spodziewać się po członkach otwartych funduszy emerytalnych, że zdobędą się na pozostanie w nich.
Proponowane w raporcie zmiany drastycznie zmieniają profil ryzyka OFE. Fundusze emerytalne powinny się charakteryzować konserwatywną polityką inwestycyjną i stosunkowo ograniczonym apetytem na ryzyko, a to oznacza ograniczony udział akcji i innych bardziej ryzykownych instrumentów w portfelach takich funduszy.
W Meksyku przez pierwsze lata po wprowadzeniu reformy emerytalnej OFE w ogóle nie mogły inwestować w akcje, które na ówczesnym poziomie rozwoju tamtejszego rynku kapitałowego uznano za zbyt ryzykowne instrumenty finansowe. W szeregu krajów do limitu 40 proc. inwestycji w akcje, który obowiązywał w Polsce od początku do momentu obniżenia składki emerytalnej trafiającej do OFE i podwyższenia limitów inwestycyjnych, dochodzono nie od razu, ale po wielu latach jego funkcjonowania.
Pomysł, by z portfeli OFE wyeliminować obligacje Skarbu Państwa, uznawane nawet mimo kryzysu za stosunkowo bezpieczne instrumenty, nie został wprowadzony w żadnym z analizowanych przeze mnie systemów emerytalnych. Zwiększa to zarówno ryzyko, jak i zmienność wyników OFE, może prowadzić także do problemów z płynnością.
W efekcie członkowie OFE będą mieli uzasadnione powody, by obawiać się powierzania swoich składek OFE, zwłaszcza że zmiana profilu inwestycyjnego OFE na drastycznie agresywny ma być w świetle propozycji zawartych w raporcie zniesieniem zabezpieczenia w postaci minimalnej wymaganej stopy zwrotu.
W efekcie po ewentualnym wprowadzeniu proponowanych zmian w tym zakresie klasyczne fundusze inwestycyjne otwarte zarządzane przez towarzystwa funduszy inwestycyjnych w dużej mierze będą mogły prowadzić bezpieczniejszą politykę inwestycyjną niż „zreformowane” OFE.
A to będzie kolejny argument za likwidacją OFE bądź umożliwieniem przekształcenia się zarządzających nimi powszechnych towarzystw emerytalnych w towarzystwa funduszy inwestycyjnych, a zarządzanych przez nie OFE w fundusze inwestycyjne otwarte.
Przy tak określonym profilu ryzyka i proponowanych w raporcie działaniach mających utrudnić OFE ograniczenie ryzyka inwestycyjnego zaufanie do zarządzających OFE i samych OFE musi zostać znacząco nadszarpnięte, by jedyną racjonalną decyzją było przeniesienie środków z OFE do ZUS.
Jak widać, mimo formalnego utrzymania OFE autorzy raportu kreatywnie popracowali nad wprowadzeniem mechanizmów pozwalających z góry przesądzić, jaki będzie wynik „dobrowolnych” wyborów między OFE i ZUS, bo w tej rywalizacji zwycięzca może przecież być tylko jeden; i niewątpliwie nie ma to być ani ubezpieczony, ani OFE, lecz ZUS/budżet państwa.
Wzrost zobowiązań ZUS
W wyniku tych zmian spadnie wysokość tzw. dotacji uzupełniającej do ZUS, czyli spadną rozchody budżetu według naszej klasyfikacji, a deficyt według klasyfikacji ESA 95 stosowanej obecnie w Unii Europejskiej. W wyniku tej operacji powinno także spaść zadłużenie Skarbu Państwa, w efekcie ministrowi finansów będzie łatwiej spełnić tzw. kryteria i „wepchnąć” Polskę do strefy euro, a także uniknąć przekroczenia progów konstytucyjnych zadłużenia.
Oczywiście wszystkie te propozycje są na dużym poziomie ogólności, trudno zatem jednoznacznie określić wszystkie mechanizmy prawne, które rząd chciałby zastosować. Oczywiście nie ma nic za darmo – bo zmniejszeniu długu widocznego towarzyszyć będzie wzrost zobowiązań ZUS z tytułu praw nabytych przez przyszłych emerytów z systemu repartycyjnego, które już przed tą operacją przekraczały 2 biliony złotych.
Tylko czy rząd będzie chciał honorować te zobowiązania? Nie jest to takie oczywiste. Ubiegłoroczny wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie tzw. kwotowej waloryzacji emerytur w roku 2012 wskazuje, że Trybunał uznaje pierwszeństwo możliwości finansowych budżetu państwa przed zachowaniem realnej wartości świadczenia. A to daje duże pole do popisu w skorzystaniu z doświadczeń krajów strefy euro w trakcie kryzysu z obniżaniem poziomu emerytur.
O ile nie da się tego mechanizmu zastosować do emerytur kapitałowych, bo przecież trudno zarekwirować aktywa OFE lub część środków z polisy wykupionej w zakładzie ubezpieczeń na życie, o tyle po zastąpieniu OFE systemem w pełni repartycyjnym jest to już stosunkowo proste i łatwe do przeprowadzenia.
Zwłaszcza że w odwodzie wciąż krążą pomysły na zastąpienie obecnego sytemu ubezpieczeniowego systemem zaopatrzeniowym, gdzie w ogóle trudno mówić o prawach nabytych. Zatem proponowany przez rząd w raporcie „wariant węgierski” likwidacji OFE przez wspomaganą „dobrowolność” wyboru powinien wzbudzić czujność ubezpieczonych, bo jest to krok w tym kierunku, by emerytury były jeszcze niższe, niż to wynika z dotychczasowych szacunków, i wypłacane przez Państwo „z łaski”.
Paweł Pelc
Nasz Dziennik
http://naszdziennik.pl/mysl/42442,co-z-naszymi-emeryturami.html