Premier przedstawił w ubiegłym tygodniu plany legislacyjne rządu na najbliższe cztery lata. W dużym stopniu skoncentrował się on na zmianach w systemie emerytalnych i w polityce prorodzinnej.
Warto przyjrzeć im się dobrze, bo i jedne i drugie związane są z jedną kwestią – nadciągającą katastrofą demograficzną. Już nawet prawnicy, wiedzą, że rodzi się w Polsce za mało dzieci. Jeszcze nie widać tego w tempie przyrostu PKB, bo do pracy wchodzą kolejne roczniki wyżu solidarnościowego, czy jak chcą inni stanu wojennego, co wiąże się z wciąż wysokim bezrobociem i emigracją, ale już można zaobserwować spadek liczby studentów… Wychodzeniu tego pokolenia z wieku rozrodczego towarzyszyć będzie dalszy spadek urodzin w Polsce. A to przekłada się także na regulację dotyczącą systemu emerytalnego, bo powoduje zmianę proporcji między pracującymi a pobierającymi świadczenia.
Co w takiej sytuacji zaproponował premier w przedmiocie polityki prorodzinnej? Zastąpienie jej polityką socjalną. Dziecko ma się odtąd kojarzyć z kosztami, w których Państwo będzie łaskawie partycypować – stąd propozycja wprowadzenia do systemu polityki prorodzinnej kryterium dochodowego. Dużo zarabiasz? – Państwo nie będzie Cię zachęcać do posiadania dzieci – tracisz prawo do becikowego i ulgi podatkowej na pierwsze dziecko. Rodzisz trzecie lub kolejne dziecko? – Twoja sytuacja materialna jest tak zła, że Państwo podwyższy Ci ulgę podatkową o połowę.
Jaki będzie efekt wprowadzenia takich rozwiązań do polskiego systemu prawnego? Obawiam się, że wyjątkowo negatywny – klasa średnia zostanie dodatkowo zniechęcona do posiadania dzieci (najtrudniej jest jednak podjąć decyzję o tym pierwszym dziecku, zwłaszcza jak się dobrze zarabia), a i pozostali, po zastąpieniu polityki prorodzinnej, polityką socjalną i zakwalifikowaniu ich do wymagających opieki Państwa z tytułu tej przypadłości jaką w pojęciu Państwa będzie posiadanie dzieci, pewnie poważnie się zastanowią, zanim podejmą decyzję o zwiększeniu swojej rodziny. Jednocześnie podwyżka ulgi na 3 i kolejne dzieci o połowę nie jest zmianą na tyle istotną, by rodzice to odczuli. Zapowiedziana miana natomiast dodatkowo skomplikuje system, zarówno becikowego, jaki i ulgi na dzieci, skoro pojawi się dodatkowe kryterium – dochodowe, które będzie badała biurokracja…
Skoro zatem Państwo dalej będzie udawać, że coś robi, by zachęcić Polaków do posiadania dzieci, wprowadzając jednocześnie regulacje zniechęcające ich do tego, to logiczna jest także zapowiedź zmian regulacyjnych po drugiej stronie – czyli w systemie emerytalnym. Największe oddziaływanie społeczne będzie miało oczywiście zapowiedziane podwyższenie wieku emerytalnego, bo dotknie większość pracujących. Będziemy pracować dłużej, a zgodnie z logiką systemu o zdefiniowanej składce, w którym podstawą ustalenia emerytury są zgromadzone środki (w części kapitałowej – OFE) lub wpłacone składki (w części repartycyjnej), podzielone przez dalszą oczekiwaną długość życia, powinno to prowadzić do podwyższenia wysokości świadczeń. Wbrew pozorom nie jest to jednak takie oczywiste. W części kapitałowej opóźnienie przejścia na emeryturę prowadzić może do spadku wartości zgromadzonych środków (np. w sytuacji podobnej do obecnego kryzysu) oraz rodzić ryzyko podwyższenia dalszej oczekiwanej długości życia (w razie aktualizacji tablic branych pod uwagę przy ustalaniu wysokości świadczenia). W części repartycyjnej obecnie nie ma ryzyka waloryzacji ujemnej opłaconych składek, natomiast pełną aktualność zachowuje ryzyko aktualizacji tablic aktuarialnych. Do tego warto pamiętać, że pierwotnie reforma emerytalna zakładała ujemną waloryzację części repartycyjnej, w razie spadku funduszu płac i Minister Rostowski opisując system w trakcie debat o obniżeniu składki trafiającej do OFE zachowywał się tak, jakby ta zasada nadal obowiązywała.
Czy wydłużenie wieku emerytalnego gwarantuje, że Polacy będą dłużej pracowali? Niekoniecznie. Po pierwsze nie ma pewności, że będzie dla nich praca w wieku bezpośrednio przedemerytalnym, bo pracodawcy niechętnie zatrudniają pracowników objętych ochroną przed zwolnieniem. Nie ma też pewności na ile wydolny będzie system opieki zdrowotnej, czyli czy stan zdrowia pozwoli Polakom pracować do 67 roku życia. A to może prowadzić, że Polacy po prostu zamiast przechodzić na emeryturę w 67 roku życia, będą musieli wcześniej przejść na rentę – czyli nie wystąpi efekt odprowadzania składek przez dłuższy okres. Stąd nie dziwi w tym kontekście kolejna propozycja – podwyższenia składki rentowej – bo podwyższenie wieku emerytalnego niewątpliwie prowadzić może do zwiększenia wydatków na renty.
Osobną kwestią jest sprawa prawnych regulacji dotyczących przywilejów emerytalnych, ale to już temat na kolejny wpis z cyklu „Okiem prawnika”.
Paweł Pelc
21.11.2011
http://www.stefczyk.info/blogi/okiem-prawnika/start